sobota, 5 listopada 2011

Ballada o CC


Moje życie jest zasrane,
obejszczane, obrzygane.
Od jakiegoś roku (może)
ekstrementów pełne morze.
Tutaj gówno, tu kałuża,
z kąta pawia smród odurza .
Wymiociny, siury, kupa,
jakby jedna wielka dupa
i ogromne wielkie gardło
pakt zawarły, żeby żarło
miast z godnością się strawiło
tam, gdzie trzeba wydaliło...
Powróciło na pokoje
i skalało wnętrza moje.
Utytłało mi podłogę,
dywan, płytki, krzesła nogę,
nowy futrzak i walizkę
wór z ciuchami, pudło czyste.
Zasikane, obesrane
dywaniki me kochane.
Torebeczka też skalana
smrodem moczu, świeżo, z rana.

Wszystko to wina Czadzika
co rzyga, sra, względnie sika,
tam gdzie mu jest najwygodniej.
Ostatnio ojszczał mi spodnie.
Niby arystokrata.
Sra-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta!!!!
Co to savoir vivre nie wie,
choć ma przodków w swym drzewie
nie byle jakich. Tak jest.
Bo to rasowy pies!!!
„Czadowy Cadyk”, brzmi dumnie.
Może on myśli, że u mnie,
inne niż w Chinach zwyczaje?
Zaraz… coś mi się zdaje,
że wiem jak się z nim rozprawie,
ale siurpryzę mu sprawię ;)

Skoro to chiński pies…
trzeba będzie go zjeść!!!!

Winowajca, nagi grzywacz chiński o  imieniu "Czadowy Cadyk", zdrobniale Czadzik,
u mnie na rękach:

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Takie słowa u kobiety lubię na równi z wrażliwością i słabością u największych twardzieli

bronek z Obidzy Kozieński