Dostałam dziś w prezencie wiersz, który koresponduje z moją "Kołysanką na odległość"
Kołys-anka
by ~BiRien
Zimny świt
witam cię, Słońce
niemy krzyk
zbyt szybkie końce
spodziewanych wieczności
Słucham czy
nie tłumi kroków
obcy błysk
i pokój w mroku
może wyjdziesz z ciemności
Ref:
A teraz kołysz mnie, Anka
aż do poranka
otrzyj moje łzy
kołysz mnie, Ania
aż do świtania
aż zasnę razem z nim
Czekam znów
serce gorące
zimno ust
nadzieje tlące
wznieca w oczach chłodny wiatr
Nagły szmer
w progu nikogo
to nie fair
gdzie owa błogo
twoja dłoń niszcząca strach
Przyszła noc
znów ze mną Anka
idzie ktoś
lecz kołysanka
nutą swą zamyka drzwi
Ref:
Więc dalej kołysz mnie, Anka
(...)
sobota, 12 listopada 2011
czwartek, 10 listopada 2011
Kołysanka na odległość...
Ukołyszę Cię do snu
mój kochany....♥
Gdy się wtulisz w kołdry puch,
wtedy mój niesforny duch
do twojego się przytuli,
...nucąc szeptem ♪♪♪luli luli♪♪♪
Zaśniesz tak...
ukołysany...
mój kochany....♥
Gdy się wtulisz w kołdry puch,
wtedy mój niesforny duch
do twojego się przytuli,
...nucąc szeptem ♪♪♪luli luli♪♪♪
Zaśniesz tak...
ukołysany...
niedziela, 6 listopada 2011
Projekt kubeczka
Dziś nie marnowałam czasu.... Postanowiłam zrobić sobie projekt kubeczka... taki, żeby nikt nie miał odwagi go ruszyć...
Mam białego golfa 3 (staruszek), podrasowałam go sobie naklejkami na tylnych słupkach... i w tym samym stylu kiedyś zrobiłam sobie kubeczek pasujący do samochodu :)
Voila:
Teraz tylko trzeba zgrać na pendrive'a i potuptać w dobrze mi znane miejsce, żeby mi to wypalili na zwykłym białym kubku.Mam białego golfa 3 (staruszek), podrasowałam go sobie naklejkami na tylnych słupkach... i w tym samym stylu kiedyś zrobiłam sobie kubeczek pasujący do samochodu :)
to projekt:
a to kubeczek:
sobota, 5 listopada 2011
Ballada o CC
Moje życie jest zasrane,
obejszczane, obrzygane.
Od jakiegoś roku (może)
ekstrementów pełne morze.
Tutaj gówno, tu kałuża,
z kąta pawia smród odurza .
Wymiociny, siury, kupa,
jakby jedna wielka dupa
i ogromne wielkie gardło
pakt zawarły, żeby żarło
miast z godnością się strawiło
tam, gdzie trzeba wydaliło...
Powróciło na pokoje
i skalało wnętrza moje.
Utytłało mi podłogę,
dywan, płytki, krzesła nogę,
nowy futrzak i walizkę
wór z ciuchami, pudło czyste.
Zasikane, obesrane
dywaniki me kochane.
Torebeczka też skalana
smrodem moczu, świeżo, z rana.
Wszystko to wina Czadzika
co rzyga, sra, względnie sika,
tam gdzie mu jest najwygodniej.
Ostatnio ojszczał mi spodnie.
Niby arystokrata.
Sra-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta!!!!
Co to savoir vivre nie wie,
choć ma przodków w swym drzewie
nie byle jakich. Tak jest.
Bo to rasowy pies!!!
„Czadowy Cadyk”, brzmi dumnie.
Może on myśli, że u mnie,
inne niż w Chinach zwyczaje?
Zaraz… coś mi się zdaje,
że wiem jak się z nim rozprawie,
ale siurpryzę mu sprawię ;)
Skoro to chiński pies…
trzeba będzie go zjeść!!!!
Winowajca, nagi grzywacz chiński o imieniu "Czadowy Cadyk", zdrobniale Czadzik,
u mnie na rękach:
u mnie na rękach:
Na gorąco (40,2 stopnia)
Co tak stuka, co tak puka?
Ale silne te łomoty!
Słuch wytężam, stawiam ucha...
Ach to znowu herz klekoty!
No bo jak ma moje serce
bić rytmicznie i miarowo,
gdy wciąż jestem w poniewierce
i nie mogę żyć di nuovo.
Jak mam się pozbierać w sobie
kiedy los mnie nie oszczędza?
Kiedy wali mnie po głowie,
i się wciąż nade mną znęca?
Los - przyjaciel do niedawna -
zdradził mnie, swe zbrodnie knuje.
Daje to com wziąć niezdarna.
Losie... nie, nie... ja dziękuję.
Nim mój pociąg do wieczności
dotrze na końcową stację,
chciałabym ja swoje kości
wyprostować, zjeść kolację.
Tę ostatnią... nie w wagonie
co gna, pędzi i kołysze.
Ani też nie na peronie,
gdzie gwar tłumu zabił ciszę.
Chcę z pociągu, nim kres przyjdzie,
wysiąść gdzieś pośród zieleni.
Twarz opłukać w wodzie czystej
co się barwą słońca mieni.
Ucztę sobie przygotować
na obrusie z kwiatów polnych,
popróbować, posmakować
potraw z menu dla swawolnych.
Mogę nawet się zachłysnąć
świeżym sokiem z gron radości
i z pucharu sobie liznąć
lodów słodki smak miłości.
Zaspokoić głód beztroski,
która pachnie landrynkami
i zjeść 4 małe kęski
śmiechu chleba z powidłami.
Potem legnąć gdzieś pod gruszą
na wznak, nie na którymś z boków,
i zaśpiewać całą duszą:
- Nareszcie mam święty spokój!!!
A gdy słońce powolutku
dotknie samych kresów nieba,
wstanę, i tak po cichutku
jeszcze sobie coś zaśpiewam.
Potem do pociągu wrócę,
zajmę miejsce co jest moje,
bo dojechać przecież muszę,
gdzie się kończą życia znoje.
---------------------------------
I choć nie chcem jednak muszem
mimo, że się tego bojem :)))))
Ale silne te łomoty!
Słuch wytężam, stawiam ucha...
Ach to znowu herz klekoty!
No bo jak ma moje serce
bić rytmicznie i miarowo,
gdy wciąż jestem w poniewierce
i nie mogę żyć di nuovo.
Jak mam się pozbierać w sobie
kiedy los mnie nie oszczędza?
Kiedy wali mnie po głowie,
i się wciąż nade mną znęca?
Los - przyjaciel do niedawna -
zdradził mnie, swe zbrodnie knuje.
Daje to com wziąć niezdarna.
Losie... nie, nie... ja dziękuję.
Nim mój pociąg do wieczności
dotrze na końcową stację,
chciałabym ja swoje kości
wyprostować, zjeść kolację.
Tę ostatnią... nie w wagonie
co gna, pędzi i kołysze.
Ani też nie na peronie,
gdzie gwar tłumu zabił ciszę.
Chcę z pociągu, nim kres przyjdzie,
wysiąść gdzieś pośród zieleni.
Twarz opłukać w wodzie czystej
co się barwą słońca mieni.
Ucztę sobie przygotować
na obrusie z kwiatów polnych,
popróbować, posmakować
potraw z menu dla swawolnych.
Mogę nawet się zachłysnąć
świeżym sokiem z gron radości
i z pucharu sobie liznąć
lodów słodki smak miłości.
Zaspokoić głód beztroski,
która pachnie landrynkami
i zjeść 4 małe kęski
śmiechu chleba z powidłami.
Potem legnąć gdzieś pod gruszą
na wznak, nie na którymś z boków,
i zaśpiewać całą duszą:
- Nareszcie mam święty spokój!!!
A gdy słońce powolutku
dotknie samych kresów nieba,
wstanę, i tak po cichutku
jeszcze sobie coś zaśpiewam.
Potem do pociągu wrócę,
zajmę miejsce co jest moje,
bo dojechać przecież muszę,
gdzie się kończą życia znoje.
---------------------------------
I choć nie chcem jednak muszem
mimo, że się tego bojem :)))))
Subskrybuj:
Posty (Atom)